Ha! Nie spodziewaliście się że tu zajrzę! A jednak. Mam wam troszkę spraw do przekazania, a więc przejdę do konkretów. Cóż, chyba również będę zmuszona podjąć się tej decyzji co Julia, czyli opowiadania będą długie, ale w najwyżej 3 częściach, choć może zdarzyć się tak, że opowiadanie będę kontynuowała, ale pod innym tytułem. Po drugie, Alexandra to mój nick, lecz jak jak już wiecie mam na imię Ola i tak również można się do mnie zwracać, Alex, Al oraz Olka również toleruję. Mówcie jak chcecie. Trzecia sprawa - Nie zdziwcie się, jak będę używała zwrotów wulgarnych/podwórkowych/zboczonych. Po prostu w niektórych momentach trzeba tego użyć. Jak już Julka powiedziała opowiadań w lipcu NIE BĘDZIE. A to dlatego że będziemy grzać dupy nad morzem, na koloniach. Niechorze - jak coś ;> Ostatnie dwie rzeczy - poprzednich opowiadań kontynuować nie będę, oraz wszelkie kontakty ze mną to na GG: 4253868 lub e-mail: zlamodelka@o2.pl
To tyle. A tym czasem zabieram się do pisania zupełnie nowego opowiadania.
Ola
poniedziałek, 7 czerwca 2010
niedziela, 6 czerwca 2010
Malusieńkie zmiany u Julai
Hai, moje smerfy! ^-^
Wieeem, wiem, nieregularnie pisze posty, ale cóż - leń ze mnie. Otóż niedługo dobijemy 50 postów, dlatego tez pozwoliłam sobie wprowadzić małe zmiany. Nie, nie wygląd bloga, ten mi nadal odpowiada. Zmieniam swój nick z DoktorPenia na Julai.Wydaje mi się on bardziej zmysłowy i kobiecy. Haha, ale gdzie jest moja zmysłowość i kobiecość? XD Dobra, zostawmy już to w spokoju. Następna zmiana jest taka, że postanawiam pisać teraz dłuuugie, jedno(najwyżej dwu)częściowe. Stwierdziłam, że jak piszę te ileś-tam-częściowe to później nie chce mi się ich pisać. Oczywiście, jeśli będę miała wenę na to by napisać następną część np. Ketopromu to napiszę. :] Spróbuję również częściej pisać posty ( co pewnie dla mnie okaże się strasznie trudne do wykonania). Chciałabym was także poinformować, że w wakacje, w lipcu, opowiadania (pewnie) wcale nie będą dodawane. No, chyba, że z Ola wrócimy z koloni i postanowimy wrzucić jakieś bzdury na naszą stronkę. :] Pozdrawiam serdecznie i całuję.
Julai
PS1. Chcę powiedzieć, że już powstaje nowe, dłuższe opowiadanie (pewnie jednoczęściowe) napisane przeze mnie . ^^
PS2. Te jednoczęściowe opowiadania nie tyczą się do Oli. Ta informacja jest napisana tylko ode mnie. Nie mam pojęcia czy moja współprowadząca bloga nadal będzie pisać swoje dawne opowiadania.
PS2. Te jednoczęściowe opowiadania nie tyczą się do Oli. Ta informacja jest napisana tylko ode mnie. Nie mam pojęcia czy moja współprowadząca bloga nadal będzie pisać swoje dawne opowiadania.
wtorek, 18 maja 2010
Anielska Felicy
Opowiadanie oparte na faktach ( historia Jasminy Anema). Pisałam na szybko ( wieczorkiem, w rysowniku XD).
____
W całkiem niedalekim miejscu narodziło się dziecko, które nazywali Felicy. Dziewczynka Miała blond włosy, porcelanową skórę, zielone, głębokie oczy, przy których mały nosek i ustak były niemal niezauważalne. Mama i tata cieszyli się z swojej pociechy i sprawiali, że jej dzieciństwo mijało szybko i radośnie.
Gdy Fee skończyła 6 lat włosy sięgały jej za ramiona. Ludzie powiadali na nią ,,Aniołek". Pewnego dnia dziewczynka upadła i potłukła sobie kolano. Rana była tak okropna, że matka zabrała ją do doktora. Lekarze przeprowadzali różne badania, ale nie mogli odszyfrować choroby. Po jakimś czasie wykryto u Aniołka białaczkę. Rodzice byli zrozpaczeni, ale nie tylko oni, bo i ludzie z wioski bali się o małą Fee. Specjaliści, którzy leczą tą chorobę poddawali ją wielu kuracjom, które wykazały, że rak jest bardzo zaawansowany i trudny do wyleczenia. Wiele terapii sprawiało, że dziewczynce wypadały jej piękne włosy, których nigdy nie obcinała. Na szczęście nie straciła swej urody, bo jej oczy były ciągle pełne plasku, tyle, że nie już tak radosnego jak kiedyś.Mama i ojciec na krawędzi załamania nerwowego szukali dawcy szpiku kostnego dla swojej córki. Stan Felicy się pogarszał i doktorzy nie widzieli dla niej ratunku. Dziecko często mówiło o Czarnej Pani, która trzymała jej rękę na łańcuchu. Bała się, że Czarna Pani ją zabierze.
Powoli, w ciągłym stresie, minął rok.
- Mamusiu, tatusiu, nie mam siły dalej walczyć z Czarną Panią. - powiedziała chora w dniu swoich 7 urodzin. - Proszę nie płaczcie. Czarna Pani mówiła, że tam gdzie pójdę będzie ładnie i, że kiedyś wy do mnie dołączycie i razem będziemy bawić się z aniołkami. Proszę, pozwólcie mi odejść. Zaczęłam lubić Czarną Panią. Ona powiedziała, że wypuści moją dusze z łańcucha i odlecę do Pana Boga.
Kończąc swoją wypowiedź uśmiechnęła się.
- Fee, nie opowiadaj głupot. - skarciła ją mama z łzami w oczach.
- Proszę, przytulcie się do mnie. - wyszeptała słabym głosem Felicy.
Rodzice przytulili się do córci i wsłuchali się w jej ciche i markotne bicie serduszka.
- Mamusiu, tatusiu, zobaczymy sie tam, gdzie mieszkają prawdziwe aniołki. - powiedziała, zamknęła zielone oczy i zapadła w wieczny sen z uśmiechem na ustach.
____
W całkiem niedalekim miejscu narodziło się dziecko, które nazywali Felicy. Dziewczynka Miała blond włosy, porcelanową skórę, zielone, głębokie oczy, przy których mały nosek i ustak były niemal niezauważalne. Mama i tata cieszyli się z swojej pociechy i sprawiali, że jej dzieciństwo mijało szybko i radośnie.
Gdy Fee skończyła 6 lat włosy sięgały jej za ramiona. Ludzie powiadali na nią ,,Aniołek". Pewnego dnia dziewczynka upadła i potłukła sobie kolano. Rana była tak okropna, że matka zabrała ją do doktora. Lekarze przeprowadzali różne badania, ale nie mogli odszyfrować choroby. Po jakimś czasie wykryto u Aniołka białaczkę. Rodzice byli zrozpaczeni, ale nie tylko oni, bo i ludzie z wioski bali się o małą Fee. Specjaliści, którzy leczą tą chorobę poddawali ją wielu kuracjom, które wykazały, że rak jest bardzo zaawansowany i trudny do wyleczenia. Wiele terapii sprawiało, że dziewczynce wypadały jej piękne włosy, których nigdy nie obcinała. Na szczęście nie straciła swej urody, bo jej oczy były ciągle pełne plasku, tyle, że nie już tak radosnego jak kiedyś.Mama i ojciec na krawędzi załamania nerwowego szukali dawcy szpiku kostnego dla swojej córki. Stan Felicy się pogarszał i doktorzy nie widzieli dla niej ratunku. Dziecko często mówiło o Czarnej Pani, która trzymała jej rękę na łańcuchu. Bała się, że Czarna Pani ją zabierze.
Powoli, w ciągłym stresie, minął rok.
- Mamusiu, tatusiu, nie mam siły dalej walczyć z Czarną Panią. - powiedziała chora w dniu swoich 7 urodzin. - Proszę nie płaczcie. Czarna Pani mówiła, że tam gdzie pójdę będzie ładnie i, że kiedyś wy do mnie dołączycie i razem będziemy bawić się z aniołkami. Proszę, pozwólcie mi odejść. Zaczęłam lubić Czarną Panią. Ona powiedziała, że wypuści moją dusze z łańcucha i odlecę do Pana Boga.
Kończąc swoją wypowiedź uśmiechnęła się.
- Fee, nie opowiadaj głupot. - skarciła ją mama z łzami w oczach.
- Proszę, przytulcie się do mnie. - wyszeptała słabym głosem Felicy.
Rodzice przytulili się do córci i wsłuchali się w jej ciche i markotne bicie serduszka.
- Mamusiu, tatusiu, zobaczymy sie tam, gdzie mieszkają prawdziwe aniołki. - powiedziała, zamknęła zielone oczy i zapadła w wieczny sen z uśmiechem na ustach.
piątek, 29 stycznia 2010
Nadzwyczajna cz.3
Nie możliwe.
A jednak.
Przede mną na brązowym kamieniu siedziała syrena. Jej ogon błyszczał od zielonych łusek. Włosy miała długie, zgniło zielone, a oczy bez białek. Usta jej były czarne, a skóra żółta.
-Kim jesteś? - zapytałam.
Ach, cicho bądź! To królowa Podwodnego Świata! Odnoś się do niej z szacunkiem!
To znaczy, że jestem pod wodą?
Jak najbardziej.
Nie wierzę. To dlaczego jeszcze żyję?
Bo jesteś elfem.
-Coooo?! - wrzasnęłam.
Królowa przypatrywała mi sie czujnie, ale nic nie powiedziała. Za to mój towarzysz, który mnie przyprowadził do tej dziwacznej królowej, delikatnie nadepnął mi na stopę.
- Witaj Tifanio. - rzekła syrena cienkim głosem .
-Dzień... Dzień dobry. - za jąkałam się. - Czy mogę się dowiedzieć gdzie ja jestem i co się ze mną stało?
Dama zdumiała się, ale zaraz przyjęła urażona minę.
-Nie powiedziałeś jej jeszcze,Robercie?
-Nie, wasza wysokość. - powiedział mój przewodnik - Sądziłem, że, Pani, sama bedzie chciała jej powiedzieć.
-Hm... Zanim ją tu przyprowadziłeś, powinąłeś ją ubrać.
-Jaśnie Pani, nie mogłem. Ona jest taka mała, że żadne ubrania na nią nie pasują.
Mało co nie wybuchłam. Jakis facet miał mnie obmacywać?
Nie obmacywać tylko ubierać.
- Powie mi pani czy nie? - byłam niecierpliwa.
Królowa spojrzała na mnie czułym wzrokiem.
-Chodź do mnie, moje dziecko. - powiedziała, więc podeszłam do niej. - Widzisz, tak czasami na świecie jest, że zło zwycięża. Niestety w tym przypadku cie przed tym nie uchroniliśmy. U każdego dziecka, tu - podpłynęła do mnie i dotknęła mojej piersi. - znajduje się ukryta magiczna istota.
-W moich.... cyckach coś się kryje?!
Królowa spojrzała na mnie z smutnym uśmiechem.
-Ona nic nie wiem. - załamała się. - Myślałam, że jeśli Tifania się przebudzi opanuje jej ciało i się przemieni. Przemieniła ciało, ale jego właścicielka ma bardzo silna wolę. Tifanio, czy mnie słyszysz?
Powiedz jej, że tak.
-Aha! To więc tak! Wlepiacie mi jakiegoś potwora który mi gada w głowie i przemienia mnie w obślizgłoe, niebieskie coś?! - myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem. Czułam się taka wykorzystana.
Zaskoczyłam wszystkich tym atakiem złości. Robert podbiegł do mnie i potrząsnął mną swoimi zimnymi, suchymi dłońmi .
-Jest nadzieja! Jest nadzieja! Tifania tam jest! - rzekł i zaczął mnie przytulać. Poczułam jak krew przypływa mi do policzków. W końcu byłam naga. Mimo skrępowania odwzajemniłam uścisk. Tylko był jeden problem. On przytulał mnie przyjaźnie - ja z miłością.
Syrena nas rozdzieliła.
-Robercie uspokój się. Ona jest naga i zawstydzona. A po za tym ciągle ma swój charakter. To nie Tifania. -powiedziała po czym odwróciła sie do mnie- Dziecko, jak sie nazywasz?
-Nacy...
-Cóż za dziwaczne imię! Nie obrazisz się jeśli będziemy się do ciebie zwracali po przez imię Tifania?
-Ale ona się tak nazywa... Ona w głowie... Wy chcecie ją nie mnie.
-Nie. Chcemy Was obie. Widocznie Bóg chciał byście razem tworzyły duet. Byście były w jednym ciele. Byście mogły nas uratować.
Spuściłam oczy. To imie nie jest takie złe, ale dlaczego ja mam ich uratować? Przed czym? Spojrzałam pytająco na królową.
-Wiem. Chcesz sie wszystkiego dowiedzieć. Chodź. Opowiem ci.
A jednak.
Przede mną na brązowym kamieniu siedziała syrena. Jej ogon błyszczał od zielonych łusek. Włosy miała długie, zgniło zielone, a oczy bez białek. Usta jej były czarne, a skóra żółta.
-Kim jesteś? - zapytałam.
Ach, cicho bądź! To królowa Podwodnego Świata! Odnoś się do niej z szacunkiem!
To znaczy, że jestem pod wodą?
Jak najbardziej.
Nie wierzę. To dlaczego jeszcze żyję?
Bo jesteś elfem.
-Coooo?! - wrzasnęłam.
Królowa przypatrywała mi sie czujnie, ale nic nie powiedziała. Za to mój towarzysz, który mnie przyprowadził do tej dziwacznej królowej, delikatnie nadepnął mi na stopę.
- Witaj Tifanio. - rzekła syrena cienkim głosem .
-Dzień... Dzień dobry. - za jąkałam się. - Czy mogę się dowiedzieć gdzie ja jestem i co się ze mną stało?
Dama zdumiała się, ale zaraz przyjęła urażona minę.
-Nie powiedziałeś jej jeszcze,Robercie?
-Nie, wasza wysokość. - powiedział mój przewodnik - Sądziłem, że, Pani, sama bedzie chciała jej powiedzieć.
-Hm... Zanim ją tu przyprowadziłeś, powinąłeś ją ubrać.
-Jaśnie Pani, nie mogłem. Ona jest taka mała, że żadne ubrania na nią nie pasują.
Mało co nie wybuchłam. Jakis facet miał mnie obmacywać?
Nie obmacywać tylko ubierać.
- Powie mi pani czy nie? - byłam niecierpliwa.
Królowa spojrzała na mnie czułym wzrokiem.
-Chodź do mnie, moje dziecko. - powiedziała, więc podeszłam do niej. - Widzisz, tak czasami na świecie jest, że zło zwycięża. Niestety w tym przypadku cie przed tym nie uchroniliśmy. U każdego dziecka, tu - podpłynęła do mnie i dotknęła mojej piersi. - znajduje się ukryta magiczna istota.
-W moich.... cyckach coś się kryje?!
Królowa spojrzała na mnie z smutnym uśmiechem.
-Ona nic nie wiem. - załamała się. - Myślałam, że jeśli Tifania się przebudzi opanuje jej ciało i się przemieni. Przemieniła ciało, ale jego właścicielka ma bardzo silna wolę. Tifanio, czy mnie słyszysz?
Powiedz jej, że tak.
-Aha! To więc tak! Wlepiacie mi jakiegoś potwora który mi gada w głowie i przemienia mnie w obślizgłoe, niebieskie coś?! - myślałam, że zaraz wybuchnę płaczem. Czułam się taka wykorzystana.
Zaskoczyłam wszystkich tym atakiem złości. Robert podbiegł do mnie i potrząsnął mną swoimi zimnymi, suchymi dłońmi .
-Jest nadzieja! Jest nadzieja! Tifania tam jest! - rzekł i zaczął mnie przytulać. Poczułam jak krew przypływa mi do policzków. W końcu byłam naga. Mimo skrępowania odwzajemniłam uścisk. Tylko był jeden problem. On przytulał mnie przyjaźnie - ja z miłością.
Syrena nas rozdzieliła.
-Robercie uspokój się. Ona jest naga i zawstydzona. A po za tym ciągle ma swój charakter. To nie Tifania. -powiedziała po czym odwróciła sie do mnie- Dziecko, jak sie nazywasz?
-Nacy...
-Cóż za dziwaczne imię! Nie obrazisz się jeśli będziemy się do ciebie zwracali po przez imię Tifania?
-Ale ona się tak nazywa... Ona w głowie... Wy chcecie ją nie mnie.
-Nie. Chcemy Was obie. Widocznie Bóg chciał byście razem tworzyły duet. Byście były w jednym ciele. Byście mogły nas uratować.
Spuściłam oczy. To imie nie jest takie złe, ale dlaczego ja mam ich uratować? Przed czym? Spojrzałam pytająco na królową.
-Wiem. Chcesz sie wszystkiego dowiedzieć. Chodź. Opowiem ci.
niedziela, 17 stycznia 2010
Nowości na blogu.
Nowy Rok - Czas na zmiany!
Razem z Alexis ustaliłyśmy sobie, że trzeba trochę zmienić trochę wygląd bloga. I jak się podoba? Mi się zdaje, że jest o niebo lepiej. Po lewej stronie bloga mamy tabelki z opowiadaniami. Niektóre tytuły zapisane sa w skrócie, ponieważ nie mieściły sie w tzn. nagłówku. Ale to nie wszystko! Postanowiłam, że zrobię nabór do naszej ekipy! Czyli szukamy nowego pisarza opowiadań, który chce umieszczać tu swoje dzieła. Jeśli ktoś będzie chciał proszę przesłać jakieś swoje opowiadanie na e-mail opowiadaniaxd@gmail.com . Najlepsi pisarze będą pisać na tym oto blogu. UWAGA! Trzeba mieć konto na blogspot! To tyle.
Pozdrawiam
D.Penia
Razem z Alexis ustaliłyśmy sobie, że trzeba trochę zmienić trochę wygląd bloga. I jak się podoba? Mi się zdaje, że jest o niebo lepiej. Po lewej stronie bloga mamy tabelki z opowiadaniami. Niektóre tytuły zapisane sa w skrócie, ponieważ nie mieściły sie w tzn. nagłówku. Ale to nie wszystko! Postanowiłam, że zrobię nabór do naszej ekipy! Czyli szukamy nowego pisarza opowiadań, który chce umieszczać tu swoje dzieła. Jeśli ktoś będzie chciał proszę przesłać jakieś swoje opowiadanie na e-mail opowiadaniaxd@gmail.com . Najlepsi pisarze będą pisać na tym oto blogu. UWAGA! Trzeba mieć konto na blogspot! To tyle.
Pozdrawiam
D.Penia
sobota, 16 stycznia 2010
Lodówka-najlepszy Przyjaciel cz.3
-Taki żołądek u 13-latki? Janie, jesteś szczęściarzem! Ale ona chyba nie - powiedział Lauren
-Bardzo śmieszne wiesz! - odgryzł się Jan - Siostro, podłącz pacjentkę do kardiomonitora!
Rozpoczęła się operacja. Żołądek był straszliwie "rozciągnięty" i pełny. Dziewczyna zaczęła doznawać skutków psychicznych. Żołądek trzeba było pomniejszyć i oczyścić
***
Nic nie pamiętałam z chwil przed operacją
-Co pan mi zrobił? I dlaczego tak boli? - pytałam lekarza co chwilę
-Miałaś wypadek Liz - mówiła matka
Lekarz poprosił matkę "na bok".
-Proszę Pani, niech pani powie jej prawdę! Jak się nie opanuje może umrzeć!
-Nic Pan nie wie o mojej córce!
-Może i nie ale jestem lekarzem, wiem co jej grozi
Matka gdzieś poszła, niewiedziałam gdzie, zbytnio mnie to nie interesowało. Do mojej sali wszedł lekarz
- Liz... Matka nie mówi ci prawdy... Bo ty wpadłaś w otyłość o podłożu psychicznym, miałaś taki powiększony żołądek że musieliśmy go zmniejszyć ale następnej katorgi już nie przeżyje
- Ona... Ona... Ona mnie okłamywała?! Zawsze tak było... Mógłby pan wyjść?-zapytałam
- Oczywiście
I wyszedł...
Płakałam dopóki nie przyszła matka. Jak zapytała dlaczego mam czerwone oczy powiedziałam że się źle czuję. Nie znała się jakoś specjalnie na medycynie żeby odkryć moje kłamstwo...
_________
Oczywiście choroba z żołądka jest zmyślona, choć nie wykluczone że taka istnieje
-Bardzo śmieszne wiesz! - odgryzł się Jan - Siostro, podłącz pacjentkę do kardiomonitora!
Rozpoczęła się operacja. Żołądek był straszliwie "rozciągnięty" i pełny. Dziewczyna zaczęła doznawać skutków psychicznych. Żołądek trzeba było pomniejszyć i oczyścić
***
Nic nie pamiętałam z chwil przed operacją
-Co pan mi zrobił? I dlaczego tak boli? - pytałam lekarza co chwilę
-Miałaś wypadek Liz - mówiła matka
Lekarz poprosił matkę "na bok".
-Proszę Pani, niech pani powie jej prawdę! Jak się nie opanuje może umrzeć!
-Nic Pan nie wie o mojej córce!
-Może i nie ale jestem lekarzem, wiem co jej grozi
Matka gdzieś poszła, niewiedziałam gdzie, zbytnio mnie to nie interesowało. Do mojej sali wszedł lekarz
- Liz... Matka nie mówi ci prawdy... Bo ty wpadłaś w otyłość o podłożu psychicznym, miałaś taki powiększony żołądek że musieliśmy go zmniejszyć ale następnej katorgi już nie przeżyje
- Ona... Ona... Ona mnie okłamywała?! Zawsze tak było... Mógłby pan wyjść?-zapytałam
- Oczywiście
I wyszedł...
Płakałam dopóki nie przyszła matka. Jak zapytała dlaczego mam czerwone oczy powiedziałam że się źle czuję. Nie znała się jakoś specjalnie na medycynie żeby odkryć moje kłamstwo...
_________
Oczywiście choroba z żołądka jest zmyślona, choć nie wykluczone że taka istnieje
Nadzwyczajna cz.2
W uszach szumiała mi krew, a przed oczami miałam białe plamki. Z tego co widziałam został tylko zamazany obraz. Moje palce przeszywał niemiły dreszcz, który szedł w górę ciała. Skóra schodziła mi płatami. Umarłam? Nie wiem, ale na pewno juz nie jestem przytomna.
***
-Aaaaaaa! - piszczałam gdy się obudziłam. Nie byłam u siebie, na pewno, ale Lady tu była. - Co za chory psychicznie pies! Cholera, dlaczego leżę na jakiś chwastach?
Nie wiedziałam co się stało. Moje oczy... Mój wzrok był jakiś inny. Suczka nie wyglądała tak jak wcześniej. Teraz jej sierść była wyraźniej bardziej lekko brązowa niż ruda. Miała więcej małych szczegółów, których nie potrafię opisać. Choćby ten blask...
-No co sie gapisz jak sroka w gnat? - usłyszałam głos. Rozejrzałam się. Oprócz mnie nikogo tu nie było. - Tu jestem, idiotko.
Spojrzałam zdziwiona na psa. Myślałam, że zemdleję.
- Zatkało kakao? No dobra, dobra nie gadaj już tyle, bo nic mi nie dajesz powiedzieć.
-Chwila! To moje powiedzenia! - wrzasnęłam. - Jak śmiesz je tak bezczelnie wymawiać?! O Boże, ja gadam z psem!
Dlaczego mój głos był taki piskliwy? Nigdy się tak nie denerwowałam. Starałam się nic nie brać na serio i na nikogo nie liczyć. Starałam się być oziębła.
Przeżegnałam się. Nigdy nie byłam zbytnio pobożna. Może Bóg na serio istnieje. Niedobrze mi - stwierdziłam z smutkiem.
- Bóg ci tu juz nic nie pomoże. Widziałaś ty się, w ogóle?
Czemu miałabym siebie nie widzieć? Chyba normalnie wyglądam. No, chyba. Spojrzałam na swoje ręce. Odwołuje! Nie wyglądam normalnie! Moja skóra była delikatnie niebieska, paznokcie miałam całkiem błękitne. Palce wydłużyły się, co wyglądało okropnie. Potarłam dłonią o dłoń. Nie do wiary! Byłam... byłam... Byłam śliska!
- Coś ty mi zrobiła!? - wrzasnęłam na psa.
- O, Roszpunka sie obudziła.
Znowu jakiś głos. Może ja...Jestem w psychiatryku? Albo sie naćpałam? Nie... Nigdy nawet nie widziałam morfiny albo kokainy. Czy czegoś...
- Czy ja jestem w psychiatryku? - spytałam nieśmiało nie odkręcając się.
-Nie. - odpowiedział twardy, niski głos. - Ale wariatkowem można to nazwac.
Myślałam, że opadnie mi szczęka. A jednak! Jednak mam zwidy! Jestem normalna, nie jestesm sliska. Na pewno. Zeszłam z czegos co przypominało łózko z wodorostów. Nadal nie widziałam mojego rozmówcy. Zauważyłam, że nie mam butów. Postanowiłam się odkręcić, ale zamiast tego przewróciłam się.
- A jednak! - wrzasnęłam. - Jednak jestem śliska! Niemożliwe, bym wywaliła sie na suchej podłodze! Absurd!
Usłyszałam śmiech. Podniosłam wzrok i ujrzałam dorosłego mężczyznę. Hmm... mężczyznę? Miał szare włosy i całkowicie białą skórę, fioletowe małe oczy. Ubrany był na czarno. Mimo wszystko wydawał mi się piękny.
- Małe pierdółka. - rzekł i podał mi rękę by pomóc mi wstać.
Jego reka była strasznie zimna, sucha. Znowu pomyślałam o tym, że jestem śliska.
-Dziękuję...
-Jesteś naga.
Myślałam, że zeżre mnie upokorzenie. Poczułam jak krew napływa mi do policzków.
-Gdzie moje ubrania!? Co mi zrobiliście?!
Udawał, że nie słyszał. Wziął mnie za dłoń i prowadził gdzieś. Nie chciałam mu się sprzeciwiać. Był taki piękny...
Uspokój się, głupia.
Stanęłam. Coś mówiło w mojej głowie!
Nie coś tylko ktoś.
Kto? Kim jesteś? Uciekaj od moich myśli!
Nie.
-Chodź, Tifanio. - popędził kogos mężczyzna.
-Tii..Tifanio?
-Przeciez ty jesteś Tifania!
-Nie, ja jestem Nacy!
Jesteś Tifania, czy ci się to podoba czy nie.
Przestań gadać w mojej głowie.
Nie.
Już miałam coś powiedzieć, ale mój przewodnik pociągnął mnie za rękę.
-Dlaczego mówisz na mnie Tifania? - zapytałam nieśmiało.
- Bo tak się nazywasz.
-Nie na...
-Cii... Jesteśmy już blisko.
***
-Aaaaaaa! - piszczałam gdy się obudziłam. Nie byłam u siebie, na pewno, ale Lady tu była. - Co za chory psychicznie pies! Cholera, dlaczego leżę na jakiś chwastach?
Nie wiedziałam co się stało. Moje oczy... Mój wzrok był jakiś inny. Suczka nie wyglądała tak jak wcześniej. Teraz jej sierść była wyraźniej bardziej lekko brązowa niż ruda. Miała więcej małych szczegółów, których nie potrafię opisać. Choćby ten blask...
-No co sie gapisz jak sroka w gnat? - usłyszałam głos. Rozejrzałam się. Oprócz mnie nikogo tu nie było. - Tu jestem, idiotko.
Spojrzałam zdziwiona na psa. Myślałam, że zemdleję.
- Zatkało kakao? No dobra, dobra nie gadaj już tyle, bo nic mi nie dajesz powiedzieć.
-Chwila! To moje powiedzenia! - wrzasnęłam. - Jak śmiesz je tak bezczelnie wymawiać?! O Boże, ja gadam z psem!
Dlaczego mój głos był taki piskliwy? Nigdy się tak nie denerwowałam. Starałam się nic nie brać na serio i na nikogo nie liczyć. Starałam się być oziębła.
Przeżegnałam się. Nigdy nie byłam zbytnio pobożna. Może Bóg na serio istnieje. Niedobrze mi - stwierdziłam z smutkiem.
- Bóg ci tu juz nic nie pomoże. Widziałaś ty się, w ogóle?
Czemu miałabym siebie nie widzieć? Chyba normalnie wyglądam. No, chyba. Spojrzałam na swoje ręce. Odwołuje! Nie wyglądam normalnie! Moja skóra była delikatnie niebieska, paznokcie miałam całkiem błękitne. Palce wydłużyły się, co wyglądało okropnie. Potarłam dłonią o dłoń. Nie do wiary! Byłam... byłam... Byłam śliska!
- Coś ty mi zrobiła!? - wrzasnęłam na psa.
- O, Roszpunka sie obudziła.
Znowu jakiś głos. Może ja...Jestem w psychiatryku? Albo sie naćpałam? Nie... Nigdy nawet nie widziałam morfiny albo kokainy. Czy czegoś...
- Czy ja jestem w psychiatryku? - spytałam nieśmiało nie odkręcając się.
-Nie. - odpowiedział twardy, niski głos. - Ale wariatkowem można to nazwac.
Myślałam, że opadnie mi szczęka. A jednak! Jednak mam zwidy! Jestem normalna, nie jestesm sliska. Na pewno. Zeszłam z czegos co przypominało łózko z wodorostów. Nadal nie widziałam mojego rozmówcy. Zauważyłam, że nie mam butów. Postanowiłam się odkręcić, ale zamiast tego przewróciłam się.
- A jednak! - wrzasnęłam. - Jednak jestem śliska! Niemożliwe, bym wywaliła sie na suchej podłodze! Absurd!
Usłyszałam śmiech. Podniosłam wzrok i ujrzałam dorosłego mężczyznę. Hmm... mężczyznę? Miał szare włosy i całkowicie białą skórę, fioletowe małe oczy. Ubrany był na czarno. Mimo wszystko wydawał mi się piękny.
- Małe pierdółka. - rzekł i podał mi rękę by pomóc mi wstać.
Jego reka była strasznie zimna, sucha. Znowu pomyślałam o tym, że jestem śliska.
-Dziękuję...
-Jesteś naga.
Myślałam, że zeżre mnie upokorzenie. Poczułam jak krew napływa mi do policzków.
-Gdzie moje ubrania!? Co mi zrobiliście?!
Udawał, że nie słyszał. Wziął mnie za dłoń i prowadził gdzieś. Nie chciałam mu się sprzeciwiać. Był taki piękny...
Uspokój się, głupia.
Stanęłam. Coś mówiło w mojej głowie!
Nie coś tylko ktoś.
Kto? Kim jesteś? Uciekaj od moich myśli!
Nie.
-Chodź, Tifanio. - popędził kogos mężczyzna.
-Tii..Tifanio?
-Przeciez ty jesteś Tifania!
-Nie, ja jestem Nacy!
Jesteś Tifania, czy ci się to podoba czy nie.
Przestań gadać w mojej głowie.
Nie.
Już miałam coś powiedzieć, ale mój przewodnik pociągnął mnie za rękę.
-Dlaczego mówisz na mnie Tifania? - zapytałam nieśmiało.
- Bo tak się nazywasz.
-Nie na...
-Cii... Jesteśmy już blisko.
Blood for me cz. 5
Wampir – fantastyczna istota, najczęściej żywiąca się ludzką krwią, prawie nieśmiertelna, [...].
____
I ludzie myślą, że znają wampiry? Właśnie czytałam książkę Zmierzch, którą przyniósł mi Paul. Mówił, że wszystkie nastolatki to czytają więc i ja powinnam.Tyle, że ja nie jestem zwykłą nastolatką.
-Bonnie, na dół!
Jessica. Ciekawe co tym razem chce? Gdy przyprowadziłam Paula do domu nieźle się wkurzyła, ale zaakceptowała go. Okazało sie, że chłopak naprawdę jest czystokrwisty. Głupia byłam, że tego nie zauważyłam. Ojciec zachowuje sie jakby małego dla niego nie było. Ignoruje go, co mnie straszliwie denerwuje. Ostatnio zrobiłam sie strasznie opiekuńcza.
Zeszłam na dół swoim sposobem wnerwiania matki.
-Co?
-Gdzie Paul? - była zgrzana. Chyba tez przywiązała się do tego chłopaka, dlatego tak się martwi.
-Nie ma go tu?
-Bonie! Choć raz zachowuj się jak dorosła! Nie rozumiesz, że wszyscy w twoim otoczeniu są... - ugryzła się w język.
Przestraszyłam się. Co Jess chciała mi powiedzieć? Gdzie młody? Musze spróbować się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, co ja robię?! Przecież nie potrzebuje powietrza! Kolana ugięły sie pode mną i upadłam na podłogę.
-Mamo... - pierwszy raz od dłuższego czasu tak się do niej odezwałam - co sie stało z Adah?
Nie wiedziałam czy to pytanie pasuje do sytuacji, ale czułam, że te dwie sprawy jakoś sie łączą. Jessica zrobiła się czerwona. Prawdopodobnie z gniewu, bo na pewno nie z zażenowania. Nie pamiętam kiedy ona w ogóle sie wstydziła.
A jednak. Jessica zaczęła płakać. Nigdy, przenigdy nie widziałam jej w takim stanie.
-Czy coś przede mną ukrywasz? - zapytałam podejrzliwie. Nie miałam ochoty jej pocieszać, miałysmy słabe relacje między sobą.
Otarła łzy i nic nie powiedziała.
-Idź poszukać Paula. - rzekła twardym tonem, a może raczej rozkazującym?
____
I ludzie myślą, że znają wampiry? Właśnie czytałam książkę Zmierzch, którą przyniósł mi Paul. Mówił, że wszystkie nastolatki to czytają więc i ja powinnam.Tyle, że ja nie jestem zwykłą nastolatką.
-Bonnie, na dół!
Jessica. Ciekawe co tym razem chce? Gdy przyprowadziłam Paula do domu nieźle się wkurzyła, ale zaakceptowała go. Okazało sie, że chłopak naprawdę jest czystokrwisty. Głupia byłam, że tego nie zauważyłam. Ojciec zachowuje sie jakby małego dla niego nie było. Ignoruje go, co mnie straszliwie denerwuje. Ostatnio zrobiłam sie strasznie opiekuńcza.
Zeszłam na dół swoim sposobem wnerwiania matki.
-Co?
-Gdzie Paul? - była zgrzana. Chyba tez przywiązała się do tego chłopaka, dlatego tak się martwi.
-Nie ma go tu?
-Bonie! Choć raz zachowuj się jak dorosła! Nie rozumiesz, że wszyscy w twoim otoczeniu są... - ugryzła się w język.
Przestraszyłam się. Co Jess chciała mi powiedzieć? Gdzie młody? Musze spróbować się uspokoić. Wdech, wydech, wdech, co ja robię?! Przecież nie potrzebuje powietrza! Kolana ugięły sie pode mną i upadłam na podłogę.
-Mamo... - pierwszy raz od dłuższego czasu tak się do niej odezwałam - co sie stało z Adah?
Nie wiedziałam czy to pytanie pasuje do sytuacji, ale czułam, że te dwie sprawy jakoś sie łączą. Jessica zrobiła się czerwona. Prawdopodobnie z gniewu, bo na pewno nie z zażenowania. Nie pamiętam kiedy ona w ogóle sie wstydziła.
A jednak. Jessica zaczęła płakać. Nigdy, przenigdy nie widziałam jej w takim stanie.
-Czy coś przede mną ukrywasz? - zapytałam podejrzliwie. Nie miałam ochoty jej pocieszać, miałysmy słabe relacje między sobą.
Otarła łzy i nic nie powiedziała.
-Idź poszukać Paula. - rzekła twardym tonem, a może raczej rozkazującym?
Lodówka-najlepszy Przyjaciel cz.2
Obudziłam się w jakimś dziwnym zielonym łóżku. Gdzie ja do cholery jestem? - myślałam. Okazało się że byłam w szpitalu. Na korytarzu moja matka rozmawiała z jakimś lekarzem, potem weszła do mnie.
-Co ja tu robię?! - krzyczałam
-Córeczko, miałaś zawał
- Co?! Jaki zawał?! Odwal się do cholery! Zawsze musisz się wpieprzyć!
- Jak ty się do mnie odzywasz?!
- Jak?! Cały czas cię w domu kurwa nie ma a potem to masz pretensje że nie posprzątane! Wypieprzam stąd do domu!
Gwałtownie podniosłam się i upadłam, na moment tracąc przytomność. Nie mogłam wstać i swobodnie oddychać.
-Coś ty mi zrobiła?!
Wtedy wszedł lekarz, niosąc ze sobą jakiś dzbanek. Niewiedziałam co to jest ale nie wyglądało mi to za ładnie. Coś wisiało w powietrzu
- Liz, musisz wybić ten dzban - powiedział do mnie
- Słucham?! A co to, lista życzeń?! Zły adres, trzeba do Laponii.
Matka straszliwie mocno ścisnęła mnie za rękę. Tym czasem lekarz podszedł to wielkiej szafy z lekami i zaczął czegoś nerwowo szukać. Wziął z stamtąd strzykawkę, paralizator i jakąś pomarańczową butelkę. Po jakiego grzyba mu ten paralizator?
- Dam ci teraz taki fajny zastrzyk wiesz...
- Zamknij się szczylu, nic mi nie dasz - odpowiedziałam lekarzowi i zaczęłam krzyczeć i wiercić się, gdy on chciał zrobić mi zastrzyk. Dostałam czymś po twarzy i przed oczami zaczęły mi latać jednorożce...
- Wypij to - kazał doktor
A ja głupia, czymś oślepiona wzięłam dzban i wypiłam. Po sekundzie zaczęłam wymiotować, bez przerwy. Lekarz krzyknął:
- Siostro, zawołaj Mike'a i Laurenta, szykować stół!
-Co ja tu robię?! - krzyczałam
-Córeczko, miałaś zawał
- Co?! Jaki zawał?! Odwal się do cholery! Zawsze musisz się wpieprzyć!
- Jak ty się do mnie odzywasz?!
- Jak?! Cały czas cię w domu kurwa nie ma a potem to masz pretensje że nie posprzątane! Wypieprzam stąd do domu!
Gwałtownie podniosłam się i upadłam, na moment tracąc przytomność. Nie mogłam wstać i swobodnie oddychać.
-Coś ty mi zrobiła?!
Wtedy wszedł lekarz, niosąc ze sobą jakiś dzbanek. Niewiedziałam co to jest ale nie wyglądało mi to za ładnie. Coś wisiało w powietrzu
- Liz, musisz wybić ten dzban - powiedział do mnie
- Słucham?! A co to, lista życzeń?! Zły adres, trzeba do Laponii.
Matka straszliwie mocno ścisnęła mnie za rękę. Tym czasem lekarz podszedł to wielkiej szafy z lekami i zaczął czegoś nerwowo szukać. Wziął z stamtąd strzykawkę, paralizator i jakąś pomarańczową butelkę. Po jakiego grzyba mu ten paralizator?
- Dam ci teraz taki fajny zastrzyk wiesz...
- Zamknij się szczylu, nic mi nie dasz - odpowiedziałam lekarzowi i zaczęłam krzyczeć i wiercić się, gdy on chciał zrobić mi zastrzyk. Dostałam czymś po twarzy i przed oczami zaczęły mi latać jednorożce...
- Wypij to - kazał doktor
A ja głupia, czymś oślepiona wzięłam dzban i wypiłam. Po sekundzie zaczęłam wymiotować, bez przerwy. Lekarz krzyknął:
- Siostro, zawołaj Mike'a i Laurenta, szykować stół!
Vanoisy
Vanoisy
Vanoisy to ja. Pochodzę z bardzo starej rodziny Magicznych Wilków. Tylko ja zostałam. Powybijali wszystkich na moich oczach. Rozrywali ich na strzępy, odrywali części ciała. Ja musiałam na to patrzeć i czekać na swoja kolej. Płacz i skowyt by nic nie pomógł. Te wilki...Te potwory nie miały serca. Prawdą jest, że byli w innym klanie, ale moja rodzina w żadnym nie była. Popchnęli mnie wtedy, pamiętam. Jego pazur miał już przedrzeć mi skórę, gdy pojawiło się światło, które szybko rosło w siłę. Zabójcy zaczęli sie dusić. Padli. Światło zbliżyło się do mnie. Nie... To nie było światło. To był wilk. Wilk ze skrzydłami. Anioł. Uśmiechnął sie do mnie i otulił skrzydłami. Były ciepłe i puchate. Usnęłam.
***
Od tamtego czasu moc każdego zmarłego członka rodziny spadła na mnie. Miałam wtedy kilka miesięcy, więc było to dla mnie dużym ciężarem. Na szczęście miałam anioła. Uczył mnie wszystkiego co przydaje się w samodzielnym życiu, polowania, mycia się i wiele innych rzeczy. Największą trudność sprawiło mi nauczenie sie korzystać z mocy. Anioł zawsze mi pomagał, ale nigdy do mnie nic nie mówił, dlatego nauka była niełatwa. Do tego wszystkiego mocy była za duża dla jednego szczenięcia.
***
Pewnego dnia Anioł zniknął. Byłam juz wtedy starsza, miałam wtedy rok i pół. Bardzo się przestraszyłam. Szukałam go wszędzie. Przynajmniej tak mi sie wydawało. Przepadł. Przepadł jak kamień w wodę.
***
Byłam zrozpaczona. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca na Ziemi. Biegłam z wysuszonym gardłem przez pustynię. Przemierzałam przez dżunglę, walcząc z dzikimi zwierzętami. Płynęłam przez wielkie jeziora, aż wreszcie dotarłam tu.
***
Nie znam wszystkich swoich mocy, ale przeważa u mnie moc iluzji i ciemności.
***
Mam ciemne włosy, które czasami wydają się niebieskie. Mam założone na nie koraliki. Moja sierść jest biała, jedwabista. Pyszczek mam szczupły, tak jak resztę ciała. Mam długą grzywkę, która zasłania mi błękitne, błyszczące oczy. Moje uszy są nieprzeciętnie duże, dzięki czemu mam lepszy słuch. Mój nos jest czarny, ale świetnie potrafię nim węszyć. Ogon jest strasznie,,włosiasty", ale mi to nie przeszkadza.
Vanoisy to ja. Pochodzę z bardzo starej rodziny Magicznych Wilków. Tylko ja zostałam. Powybijali wszystkich na moich oczach. Rozrywali ich na strzępy, odrywali części ciała. Ja musiałam na to patrzeć i czekać na swoja kolej. Płacz i skowyt by nic nie pomógł. Te wilki...Te potwory nie miały serca. Prawdą jest, że byli w innym klanie, ale moja rodzina w żadnym nie była. Popchnęli mnie wtedy, pamiętam. Jego pazur miał już przedrzeć mi skórę, gdy pojawiło się światło, które szybko rosło w siłę. Zabójcy zaczęli sie dusić. Padli. Światło zbliżyło się do mnie. Nie... To nie było światło. To był wilk. Wilk ze skrzydłami. Anioł. Uśmiechnął sie do mnie i otulił skrzydłami. Były ciepłe i puchate. Usnęłam.
***
Od tamtego czasu moc każdego zmarłego członka rodziny spadła na mnie. Miałam wtedy kilka miesięcy, więc było to dla mnie dużym ciężarem. Na szczęście miałam anioła. Uczył mnie wszystkiego co przydaje się w samodzielnym życiu, polowania, mycia się i wiele innych rzeczy. Największą trudność sprawiło mi nauczenie sie korzystać z mocy. Anioł zawsze mi pomagał, ale nigdy do mnie nic nie mówił, dlatego nauka była niełatwa. Do tego wszystkiego mocy była za duża dla jednego szczenięcia.
***
Pewnego dnia Anioł zniknął. Byłam juz wtedy starsza, miałam wtedy rok i pół. Bardzo się przestraszyłam. Szukałam go wszędzie. Przynajmniej tak mi sie wydawało. Przepadł. Przepadł jak kamień w wodę.
***
Byłam zrozpaczona. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca na Ziemi. Biegłam z wysuszonym gardłem przez pustynię. Przemierzałam przez dżunglę, walcząc z dzikimi zwierzętami. Płynęłam przez wielkie jeziora, aż wreszcie dotarłam tu.
***
Nie znam wszystkich swoich mocy, ale przeważa u mnie moc iluzji i ciemności.
***
Mam ciemne włosy, które czasami wydają się niebieskie. Mam założone na nie koraliki. Moja sierść jest biała, jedwabista. Pyszczek mam szczupły, tak jak resztę ciała. Mam długą grzywkę, która zasłania mi błękitne, błyszczące oczy. Moje uszy są nieprzeciętnie duże, dzięki czemu mam lepszy słuch. Mój nos jest czarny, ale świetnie potrafię nim węszyć. Ogon jest strasznie,,włosiasty", ale mi to nie przeszkadza.
czwartek, 14 stycznia 2010
Blood for me cz. 4
Do czego można się posunąć gdy jest się nietrzeźwym? Bardzo daleko...
***
-Puść mnie!- zaskrzeczała mała pijawka gdy przycisnęłam ją do ściany.
Myślałam, że zaraz wybuchnę. Najpierw ten dzieciak mnie przedrzeźnia, a później jeszcze wyzywa od mieszańców. Syknęłam groźnie i wyszczerzyłam kły w szyderczym uśmiechu.
- Ładnie tak obrażać starszych?
- Awww! Zostaw mnie idiotko! Zostaw mnie!
Przypatrzyłam się uważnie małemu. Gdy zauważył, że się na niego gapię spuścił oczy zawstydzony. Podniosłam jednym palcem jego podbródek. Nie dawał się, ale dla mnie taki smarkacz to nic. Spojrzałam mu prosto w ślepia. Były czerwone. Mocno czerwone. Mieszaniec. Nic więcej. Tak łatwo u nich było można rozpoznać emocje. Ten akurat był szatańsko wkurzony.
-Ile masz lat? -spytałam łagodniej.
Zaskoczyłam go. Pewnie myślał, że wyzwę go od gówniarzy. Wyzywałam. W myślach.
- 13...
Zaczęłam się śmiać i przez tę chwile nieuwagi wyrwał mi się.
- Wyglądasz na 10 latka. -mówiłam, ale nie byłam pewna czy mnie zrozumiał, bo cały czas się śmiałam. - Oh. Pewnie teraz rzucisz się na mnie. Ach te dzisiejsze pijawki...
-Nie nazywaj mnie tak! Mimo pozorów jestem czystokrwisty!
-Uważaj, bo uwierzę. Oj juz bez takich. Ja będę zmykać. Paaa...
Wykonałam obrót o 90 stopni. Miałam się całkiem obrócić, ale zauważyłam w oczach małego poruszenie, smutek. Jestem twarda, myślałam, nie dam się nabrać jakiemuś maluchowi. Mimo tych myśli podbiegłam do chłopca i przytuliłam go czule. Gdyby Adah nie zniknęła nie wiem czy było by mnie stać na taki gest. Poczułam ciepłą ciecz na swoim ramieniu, dlatego pogłaskałam dziecko po włosach. Dopiero teraz zauważyłam, że są piękne. Brązowe i lśniące, opadające na kark. Nagle odniosłam wrażenie, że coś ukuło mnie w sercu. Ty głupia, myślałam, przecież twoje serce nie bije. A jednak ono mnie teraz strasznie bolało. Odsunęłam się powoli od chłopca i pogłaskałam go po policzku.
- Jak się nazywasz? I czy naprawdę masz 13 lat?
-Tak... Mam 13 lat i nazywam się Paul. Paul Greend. - mówił przez łzy.
Skądś kojarzyłam to nazwisko. Greend, Greend, Greend... Wiem! Tydzień temu spalili na stosie Rebeckę i Roberta Greend na stosie za... No właśnie za co?
- A ty jak się nazywasz?
- Em... - nie byłam pewna czy moge mu podać moje prawdziwe nazwisko. w końcu mój ojciec był radnym, a to oni każą wampiry. - Jestem Bonnie. Dlaczego mnie wcześniej obrażałeś?
- Wstyd mi o tym mówić... - popatrzył na buty, ale jak zrozumiał, że nie będę naciskać kontynuował. - Bo ja... Ja chciałem... Ja już nikogo nie mam! - krzyknął i z oczy kapnęły mu łzy.-Nie mam! Ja nie chce tak! Oddajcie mi moich rodziców! Nie!!!
Nie wiedziałam co robić. Paul upadł na kolana i schował twarz w dłonie.
-Upiłem się wcześniej. - otarł łzy rękawem. - Krwią. Psów i kotów. I 2 ludzi.
- Coś ty zrobił do jasnej cholery!?
- Napadłem na schronisko... I wypiłem krew z wszystkiego co się rusza.
Walnęłam go z liścia. Po chwili uświadomiłam sobie co zrobiłam. Uderzyłam dziecko. Cóż, może nie do końca dziecko. Zamknęłam oczy i wzięłam dwa głębokie wdech by się uspokoić.
- Ile tam było zwierząt? - zapytałam opanowanym tonem.
- Około 50 psów i 30 kotów.
Przeklęłam pod nosem. Nic dziwnego, że się upił. Nie można pić dużo krwi zwierzęcej, bo to grozi bycie tzn. alkoholikiem. Krew zwierzy była dla wampirów jak wódka - nie dobra, ale wciągająca.
- I chciałeś się zabić, dlatego mnie wyzywałeś? - zgadywałam.
Poczerwieniał na twarzy a ja zorientowałam się, że trafiłam w czuły punkt.
- Na prawdę myślałeś, że cię zabiję!? -krzyczałam oburzona.
Pokiwał niesmiało głową.
- No nie! Skoro nikogo nie masz, często sie upijasz i chcesz się zabić ktos sie musi tobą zaopiekować.
Znowu go zaskoczyłam. Uśmiechnęłam się serdecznie, więłam go za rękę i podniosłam z ziemi.
- Ruszajmy do mojego domu! Od dziś mieszkasz u mnie!
***
-Puść mnie!- zaskrzeczała mała pijawka gdy przycisnęłam ją do ściany.
Myślałam, że zaraz wybuchnę. Najpierw ten dzieciak mnie przedrzeźnia, a później jeszcze wyzywa od mieszańców. Syknęłam groźnie i wyszczerzyłam kły w szyderczym uśmiechu.
- Ładnie tak obrażać starszych?
- Awww! Zostaw mnie idiotko! Zostaw mnie!
Przypatrzyłam się uważnie małemu. Gdy zauważył, że się na niego gapię spuścił oczy zawstydzony. Podniosłam jednym palcem jego podbródek. Nie dawał się, ale dla mnie taki smarkacz to nic. Spojrzałam mu prosto w ślepia. Były czerwone. Mocno czerwone. Mieszaniec. Nic więcej. Tak łatwo u nich było można rozpoznać emocje. Ten akurat był szatańsko wkurzony.
-Ile masz lat? -spytałam łagodniej.
Zaskoczyłam go. Pewnie myślał, że wyzwę go od gówniarzy. Wyzywałam. W myślach.
- 13...
Zaczęłam się śmiać i przez tę chwile nieuwagi wyrwał mi się.
- Wyglądasz na 10 latka. -mówiłam, ale nie byłam pewna czy mnie zrozumiał, bo cały czas się śmiałam. - Oh. Pewnie teraz rzucisz się na mnie. Ach te dzisiejsze pijawki...
-Nie nazywaj mnie tak! Mimo pozorów jestem czystokrwisty!
-Uważaj, bo uwierzę. Oj juz bez takich. Ja będę zmykać. Paaa...
Wykonałam obrót o 90 stopni. Miałam się całkiem obrócić, ale zauważyłam w oczach małego poruszenie, smutek. Jestem twarda, myślałam, nie dam się nabrać jakiemuś maluchowi. Mimo tych myśli podbiegłam do chłopca i przytuliłam go czule. Gdyby Adah nie zniknęła nie wiem czy było by mnie stać na taki gest. Poczułam ciepłą ciecz na swoim ramieniu, dlatego pogłaskałam dziecko po włosach. Dopiero teraz zauważyłam, że są piękne. Brązowe i lśniące, opadające na kark. Nagle odniosłam wrażenie, że coś ukuło mnie w sercu. Ty głupia, myślałam, przecież twoje serce nie bije. A jednak ono mnie teraz strasznie bolało. Odsunęłam się powoli od chłopca i pogłaskałam go po policzku.
- Jak się nazywasz? I czy naprawdę masz 13 lat?
-Tak... Mam 13 lat i nazywam się Paul. Paul Greend. - mówił przez łzy.
Skądś kojarzyłam to nazwisko. Greend, Greend, Greend... Wiem! Tydzień temu spalili na stosie Rebeckę i Roberta Greend na stosie za... No właśnie za co?
- A ty jak się nazywasz?
- Em... - nie byłam pewna czy moge mu podać moje prawdziwe nazwisko. w końcu mój ojciec był radnym, a to oni każą wampiry. - Jestem Bonnie. Dlaczego mnie wcześniej obrażałeś?
- Wstyd mi o tym mówić... - popatrzył na buty, ale jak zrozumiał, że nie będę naciskać kontynuował. - Bo ja... Ja chciałem... Ja już nikogo nie mam! - krzyknął i z oczy kapnęły mu łzy.-Nie mam! Ja nie chce tak! Oddajcie mi moich rodziców! Nie!!!
Nie wiedziałam co robić. Paul upadł na kolana i schował twarz w dłonie.
-Upiłem się wcześniej. - otarł łzy rękawem. - Krwią. Psów i kotów. I 2 ludzi.
- Coś ty zrobił do jasnej cholery!?
- Napadłem na schronisko... I wypiłem krew z wszystkiego co się rusza.
Walnęłam go z liścia. Po chwili uświadomiłam sobie co zrobiłam. Uderzyłam dziecko. Cóż, może nie do końca dziecko. Zamknęłam oczy i wzięłam dwa głębokie wdech by się uspokoić.
- Ile tam było zwierząt? - zapytałam opanowanym tonem.
- Około 50 psów i 30 kotów.
Przeklęłam pod nosem. Nic dziwnego, że się upił. Nie można pić dużo krwi zwierzęcej, bo to grozi bycie tzn. alkoholikiem. Krew zwierzy była dla wampirów jak wódka - nie dobra, ale wciągająca.
- I chciałeś się zabić, dlatego mnie wyzywałeś? - zgadywałam.
Poczerwieniał na twarzy a ja zorientowałam się, że trafiłam w czuły punkt.
- Na prawdę myślałeś, że cię zabiję!? -krzyczałam oburzona.
Pokiwał niesmiało głową.
- No nie! Skoro nikogo nie masz, często sie upijasz i chcesz się zabić ktos sie musi tobą zaopiekować.
Znowu go zaskoczyłam. Uśmiechnęłam się serdecznie, więłam go za rękę i podniosłam z ziemi.
- Ruszajmy do mojego domu! Od dziś mieszkasz u mnie!
wtorek, 12 stycznia 2010
Special Story
[mocno spóźnione opowiadanie sylwestrowe]
***
Zimno. Bardzo zimno. Policzki Caroline były całe czerwone.Mroźne powietrze uderzało ją w twarz tak jakby ktoś ja policzkował. Mimo tego wszystkiego nadal szła przez siebie opatulona nędznym kocem. Miała tylko go na sobie, była prawie naga. Noc była cicha, ciemna. Dziewczyna czuła sie coraz gorzej. Upadła. Zegar wybił północ. Przez kilka sekund trwała ciągła cisza, lecz po chwili rozległy się straszne huki. Niebo lśniło od wystrzelanych fajerwerków. Czarnowłosa zacisnęła pięść i zasnęła...
***
-Co? - zapytał się Eric gdy dziewczyna odsunęła się od niego.
-To nie fair.
- Co nie fair? Przecież życie jest nie fair!
Dziewczyna popatrzyła przez chwile na niego.
- Nie powinnam się z tobą całować. Jesteś chłopakiem Sabriny.
- No i co z tego? Car, nie bądx taka. Przecież ona nie zobaczy.
-Oby...- powiedziała smętnie po czym energicznie zerwała się z kanapy i cmoknęła Erica w policzek.-ale i tak muszę już zmykać. Jutro Sylwester. Muszę się przygotować.
-Już?-zapytał po czym przyciągnął dziewczynę do siebie i szepnął jej do ucha - Wiesz, że ciebie kocham? Te twoje czarne włosy, oliwkową skórę, zielone oczy... Całą ciebie...- zamruczał i zaczął namiętnie ją całować.
***
Dziewczyna obudziła się z wielkim podnieceniem. Dziś wielki dzień, myślała. Szykowała się na Sylwestra od tygodnia. Srebna sukienka z cekinami tylko czekała, aż Caroline ją założy. W tym roku imprezę organizowała Sabrina, dlatego Car miała poczucie winy, że obściskiwała się z jej chłopakiem i jeszcze idzie do jej domu jako gość honorowy. Taaak... Dziewczyny przyjaźniły się. Przecież nie widziała, pomyślała Car i wzięła się za przygotowania do zabawy. Założyła sukienkę i stanęła przed lustrem. Młoda dorosła w odbiciu była olśniewająca. Sukienka podkreślała jej zgrabne nogi i talie osy. Jedyne czego jej brakowało to piersi. Caroline wzięła pierwsze skarpetki jakie miała pod ręką i wsunęła z stanik. Lepiej, pomyślała z ulgą po czym ruszyła w stronę toaletki.Twarz miała uroczą- zgrabny mały nosek, duże zielone oczy i pełne usta. Przeczesała szczotką swoje czarne, jedwabiste włosy. Wzięła czarną kredkę i delikatnie podkreśliła oczy. Na powieki nasypała trochę brokatu, a rzęsy pomalowała czarnym tuszem. Tusz był z brokatem - specjalny na Sylwestra - dzięki czemu oczów dziewczyny nie dało się nie zauważyć. Zatrzepotała długimi rzęsami na próbę i pociągnęła na ustach delikatnym błyszczykiem. Wyglądała niczym bogini.
***
Godzina 20:05. Wszyscy goście już przybyli. Na czerwonej kanapie nastolatkowie całowali się, rozmawiali i śmiali. Na środku wielkiego pokoju, który śmiało można było nazwać sala dyskotekową, tańczyły dziewczyny w lsniących sukienkach i chłopcy w eleganckich, ale luźnych garniturach. Carolina weszła na drugie piętno na które mogi wejść tylko gości honorowi. W takim tłumie trudno było znaleźć pokój przyjaciółki. W końcu doszła do drzwi. Zapukała niesmiało i czekała na odpowiedź, której nie usłyszła, ponieważ muzyka wszystko zagłuszła. Po walce z sumieniem weszła do pomieszczenia. Było tu cicho, lecz wszędzie był bałagan. Nie zauważyła niczyjej obecności w pokoju, więc usiadła na łóżko. Było bardzo miękkie niczym łoże królowej. Usłyszała jakieś jeki dochodzące z małej łazienki Sabriny. Weszła tam, gdyż myslała, że zasta przyjaciółkę. Kiedy zorientowała co przeszkodziła robić jakiejś parze nastolatków szybko wycofała się z pomieszczenia z rumieńcem zawstydzenia. Wyszła czym prędzej z budynku by zaczerpać świeżego powietrza.
***
- To jak chłopaki, przylejecie jej? - upewniła sie Sabrina.
-Ta, ale dawaj forse. - powiedział ogolony na łyso facet w czarnym ubraniu i o nienagannym umięsnieniu.
-Dobra.. - zamruczała dziewczyna i podała mężczyznom 5000$ - Podzielcie się. Ja zmykam. Wypchnę ja jakoś na dwór. A i... - przypomniała sobie- pamięctacie co macie mówić?
-Nooo..-odrzekło pięciu facetów chórem.
***
-Czego od mnie chcecie?! - krzyczała przerażona Caroline gdy wiedziała, że jest w ślepej uliczce. Goniło ją 5 wysokich, umięśnionych, ubranych na czarno mężczyzn.
-My nic, ale pewna lafirynda chciała. - rzekł jeden.
-Lafirynda! - zaśmiał się głupio najwyższy facet - A to dobre! Hahahahah!
- Orzeł spokój! - krzyknął jakiś.
-No to ja dokońce. - powiedział jakiś osobnik który strasznie seplenił. - To bylo tak...
- Cicho Kogut! Ja powiem - krzyknał jakiś facio. Był najbardziej umięśniony. To pewnie te no..szef, pomyślała dziewczyna.
-Ale seeefie...
-Zamknij ten ryj, h**u! A ty szmato słuchaj. Nie ładnie tak sie puszczać na prawo i lewno. Nie ładnie komus chłopaka zabierać. Kur*o my cię nauczymy kultury! - powiedział i wszyscy rzucili sie na biedną, ale olśniewającą Caroline.
- Seefie, cy ona nie ma uciekac? - zapytał Kogut.
- Jakas głupia ta babka. - powiedział głupkowato Orzeł i zaczał się chichrać.
Caroline stała w miejscu. Jak mam umrzeć to... to.. to z honorem, myślała, i tak nie mam gdzie uciec, ale...
Nie dokończyła nawet swoich mysli, bo dostała cios w twarz.
***
Car podniosła delikatnie powieki. Ból był nie do zniesienia. W uszach szumiała jej krew, a w głowie huczały wyzwiska jakie mężczyźni wymawiali. Miała złamana lewą rękę, podbite oko, rozdarty policzek i czoło i wszędzie miała siniaki. Poczuła straszny chłód. Zauważyła, że jest naga. Chciała się podnieść, ale zrobiła to za gwałtownie i przyniosło jej to wiele bólu. Zrozumiała, że nie będzie tak łatwo dojść do domu Sabriny i napluć jej prosto w twarz. Nie zamierzała iść na policję ani do szpitala. Według niektórych była głupia, ale odważna. Spróbowała jeszcze raz się podnieść. Noga zabolała okropnie, ale nie poddała się. Stoi. Nogi jej drżały, oparła się o ścianę. Ruszyła w stronę głównego rynku. Po jakims czasie chodu poczuła, że zimno coraz bardziej jej doskwiera. Postanowiła pogrzebać w śmieciach. Znalazła stary zniszczony koc. Przykryła się nim. Lepiej.
***
Irytujące pikanie roznosiło się po sali operacyjnej. Pacjentka miała poważny uraz mózgu. Operacja była bardzo skomplikowana. Trwała około 4 godzin. Nie było wiadomo czy dziewczyna obudzi się ze śpiączki. Na korytarzu czekała zrozpaczona matka i zdenerwowany ojciec. Obok nich siedziała dziewczyna. Podobno nazywała się Sabrina Seroo. Płakała jak dziecko. Juz nikt jej nigdy nie uspokoi, pocieszy. Jej przyjaciółka umarła podczas operacji.
***
Sabrina po pogrzebie była strasznie zła na siebie. Popadła w okropna depresję. Widziała na pogrzebie człowieka, który wezwał karetke by uratować Caroline Breat. Był on obojętny Sab, bo zrobił to za późno. Sama była okropnie zła. Wiedziała, że nie ujdzie jej płazem to, że zleciła mężczyznom ja pobić. Ale ona przecież chciała, żeby ja tylko wystraszyli, a nie zabili! Nie mogła nawet o tym myśleć. Wlała wodę do wanny podłączyła suszarkę do gniazdka, weszła do wody. Wrzuciła suszarkę do wanny. Umarła.
***
Zimno. Bardzo zimno. Policzki Caroline były całe czerwone.Mroźne powietrze uderzało ją w twarz tak jakby ktoś ja policzkował. Mimo tego wszystkiego nadal szła przez siebie opatulona nędznym kocem. Miała tylko go na sobie, była prawie naga. Noc była cicha, ciemna. Dziewczyna czuła sie coraz gorzej. Upadła. Zegar wybił północ. Przez kilka sekund trwała ciągła cisza, lecz po chwili rozległy się straszne huki. Niebo lśniło od wystrzelanych fajerwerków. Czarnowłosa zacisnęła pięść i zasnęła...
***
-Co? - zapytał się Eric gdy dziewczyna odsunęła się od niego.
-To nie fair.
- Co nie fair? Przecież życie jest nie fair!
Dziewczyna popatrzyła przez chwile na niego.
- Nie powinnam się z tobą całować. Jesteś chłopakiem Sabriny.
- No i co z tego? Car, nie bądx taka. Przecież ona nie zobaczy.
-Oby...- powiedziała smętnie po czym energicznie zerwała się z kanapy i cmoknęła Erica w policzek.-ale i tak muszę już zmykać. Jutro Sylwester. Muszę się przygotować.
-Już?-zapytał po czym przyciągnął dziewczynę do siebie i szepnął jej do ucha - Wiesz, że ciebie kocham? Te twoje czarne włosy, oliwkową skórę, zielone oczy... Całą ciebie...- zamruczał i zaczął namiętnie ją całować.
***
Dziewczyna obudziła się z wielkim podnieceniem. Dziś wielki dzień, myślała. Szykowała się na Sylwestra od tygodnia. Srebna sukienka z cekinami tylko czekała, aż Caroline ją założy. W tym roku imprezę organizowała Sabrina, dlatego Car miała poczucie winy, że obściskiwała się z jej chłopakiem i jeszcze idzie do jej domu jako gość honorowy. Taaak... Dziewczyny przyjaźniły się. Przecież nie widziała, pomyślała Car i wzięła się za przygotowania do zabawy. Założyła sukienkę i stanęła przed lustrem. Młoda dorosła w odbiciu była olśniewająca. Sukienka podkreślała jej zgrabne nogi i talie osy. Jedyne czego jej brakowało to piersi. Caroline wzięła pierwsze skarpetki jakie miała pod ręką i wsunęła z stanik. Lepiej, pomyślała z ulgą po czym ruszyła w stronę toaletki.Twarz miała uroczą- zgrabny mały nosek, duże zielone oczy i pełne usta. Przeczesała szczotką swoje czarne, jedwabiste włosy. Wzięła czarną kredkę i delikatnie podkreśliła oczy. Na powieki nasypała trochę brokatu, a rzęsy pomalowała czarnym tuszem. Tusz był z brokatem - specjalny na Sylwestra - dzięki czemu oczów dziewczyny nie dało się nie zauważyć. Zatrzepotała długimi rzęsami na próbę i pociągnęła na ustach delikatnym błyszczykiem. Wyglądała niczym bogini.
***
Godzina 20:05. Wszyscy goście już przybyli. Na czerwonej kanapie nastolatkowie całowali się, rozmawiali i śmiali. Na środku wielkiego pokoju, który śmiało można było nazwać sala dyskotekową, tańczyły dziewczyny w lsniących sukienkach i chłopcy w eleganckich, ale luźnych garniturach. Carolina weszła na drugie piętno na które mogi wejść tylko gości honorowi. W takim tłumie trudno było znaleźć pokój przyjaciółki. W końcu doszła do drzwi. Zapukała niesmiało i czekała na odpowiedź, której nie usłyszła, ponieważ muzyka wszystko zagłuszła. Po walce z sumieniem weszła do pomieszczenia. Było tu cicho, lecz wszędzie był bałagan. Nie zauważyła niczyjej obecności w pokoju, więc usiadła na łóżko. Było bardzo miękkie niczym łoże królowej. Usłyszała jakieś jeki dochodzące z małej łazienki Sabriny. Weszła tam, gdyż myslała, że zasta przyjaciółkę. Kiedy zorientowała co przeszkodziła robić jakiejś parze nastolatków szybko wycofała się z pomieszczenia z rumieńcem zawstydzenia. Wyszła czym prędzej z budynku by zaczerpać świeżego powietrza.
***
- To jak chłopaki, przylejecie jej? - upewniła sie Sabrina.
-Ta, ale dawaj forse. - powiedział ogolony na łyso facet w czarnym ubraniu i o nienagannym umięsnieniu.
-Dobra.. - zamruczała dziewczyna i podała mężczyznom 5000$ - Podzielcie się. Ja zmykam. Wypchnę ja jakoś na dwór. A i... - przypomniała sobie- pamięctacie co macie mówić?
-Nooo..-odrzekło pięciu facetów chórem.
***
-Czego od mnie chcecie?! - krzyczała przerażona Caroline gdy wiedziała, że jest w ślepej uliczce. Goniło ją 5 wysokich, umięśnionych, ubranych na czarno mężczyzn.
-My nic, ale pewna lafirynda chciała. - rzekł jeden.
-Lafirynda! - zaśmiał się głupio najwyższy facet - A to dobre! Hahahahah!
- Orzeł spokój! - krzyknął jakiś.
-No to ja dokońce. - powiedział jakiś osobnik który strasznie seplenił. - To bylo tak...
- Cicho Kogut! Ja powiem - krzyknał jakiś facio. Był najbardziej umięśniony. To pewnie te no..szef, pomyślała dziewczyna.
-Ale seeefie...
-Zamknij ten ryj, h**u! A ty szmato słuchaj. Nie ładnie tak sie puszczać na prawo i lewno. Nie ładnie komus chłopaka zabierać. Kur*o my cię nauczymy kultury! - powiedział i wszyscy rzucili sie na biedną, ale olśniewającą Caroline.
- Seefie, cy ona nie ma uciekac? - zapytał Kogut.
- Jakas głupia ta babka. - powiedział głupkowato Orzeł i zaczał się chichrać.
Caroline stała w miejscu. Jak mam umrzeć to... to.. to z honorem, myślała, i tak nie mam gdzie uciec, ale...
Nie dokończyła nawet swoich mysli, bo dostała cios w twarz.
***
Car podniosła delikatnie powieki. Ból był nie do zniesienia. W uszach szumiała jej krew, a w głowie huczały wyzwiska jakie mężczyźni wymawiali. Miała złamana lewą rękę, podbite oko, rozdarty policzek i czoło i wszędzie miała siniaki. Poczuła straszny chłód. Zauważyła, że jest naga. Chciała się podnieść, ale zrobiła to za gwałtownie i przyniosło jej to wiele bólu. Zrozumiała, że nie będzie tak łatwo dojść do domu Sabriny i napluć jej prosto w twarz. Nie zamierzała iść na policję ani do szpitala. Według niektórych była głupia, ale odważna. Spróbowała jeszcze raz się podnieść. Noga zabolała okropnie, ale nie poddała się. Stoi. Nogi jej drżały, oparła się o ścianę. Ruszyła w stronę głównego rynku. Po jakims czasie chodu poczuła, że zimno coraz bardziej jej doskwiera. Postanowiła pogrzebać w śmieciach. Znalazła stary zniszczony koc. Przykryła się nim. Lepiej.
***
Irytujące pikanie roznosiło się po sali operacyjnej. Pacjentka miała poważny uraz mózgu. Operacja była bardzo skomplikowana. Trwała około 4 godzin. Nie było wiadomo czy dziewczyna obudzi się ze śpiączki. Na korytarzu czekała zrozpaczona matka i zdenerwowany ojciec. Obok nich siedziała dziewczyna. Podobno nazywała się Sabrina Seroo. Płakała jak dziecko. Juz nikt jej nigdy nie uspokoi, pocieszy. Jej przyjaciółka umarła podczas operacji.
***
Sabrina po pogrzebie była strasznie zła na siebie. Popadła w okropna depresję. Widziała na pogrzebie człowieka, który wezwał karetke by uratować Caroline Breat. Był on obojętny Sab, bo zrobił to za późno. Sama była okropnie zła. Wiedziała, że nie ujdzie jej płazem to, że zleciła mężczyznom ja pobić. Ale ona przecież chciała, żeby ja tylko wystraszyli, a nie zabili! Nie mogła nawet o tym myśleć. Wlała wodę do wanny podłączyła suszarkę do gniazdka, weszła do wody. Wrzuciła suszarkę do wanny. Umarła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)